niedziela, 15 marca 2015

Jak wychować dziecko?



Wychowywanie dzieci to wojna, a jak wiadomo na wojnie leje się krew, trzeszczą kości, słychać płacz i pojękiwania. Trup ściele się gęsto i znikąd pomocy. Wola życia jest jednak w człowieku bardzo silna i nawet takie wydarzenie, jak narodziny dziecka, nie jest w stanie nas pokonać. Przecież z rodzicielstwem radzimy sobie już od tysięcy pokoleń, co pozwala nam czerpać pełnymi garściami z doświadczenia naszych przodków. Wystarczy pokornie robić to co robili nasi rodzice, ich rodzice itd. W końcu wciąż żyjemy w jaskiniach, wciąż polujemy na mamuty, więc podważanie spuścizny pedagogicznej naszych protoplastów jest zwyczajnie głupie. Zacznijmy jednak od początku.

Zrobiliście dziecko. No trudno, stało się. Jesteście przerażeni, bo zaraz na świat przyjdzie małe, wymagające stworzenie. Pojawiają się pytania, coraz więcej pytań: co się zmieni? czy jeszcze odrobinę pożyjemy? dlaczego my? Na wszystko rzecz jasna potrafię odpowiedzieć: zmieni się wszystko; nie, to już koniec życia; bo się nie zabezpieczyliście.  

Zadawanie takich pytań jest tutaj niestety bezużyteczne. Trzeba działać, mając w pamięci sentencję z pierwszego akapitu: to już wszystko było, róbmy to, co robią rodzice od tysięcy lat, a będzie dobrze. Podstawowy schemat jest następujący: dziewczynka rodzi się po to, by być matką i zajmować się domem. Chłopiec rodzi się po to, by być myśliwym i zapewnić pożywienie. Nieprawda? To już było, minęło i teraz wychowuje się nas na niezależnych i spełnionych ludzi? Na poniższych przykładach zobaczycie, że na szczęście nic się nie zmieniło. Owszem, przybrało bardziej cywilizowane formy, ale to wciąż ten sam schemat. Zaczniemy zatem od uwag ogólnych, a następnie podzielimy dziecko na płeć żeńską i płeć męską, pamiętając przy tym, że dziecko to nie człowiek, a pół-forma ludzkopodobna.  

Nasz gatunek wybił się ponad inne gatunki głównie dzięki zaawansowanej komunikacji, którą nazywa się językiem. Odkąd Homo sapiens ponazywał rzeczy dookoła (co trwa do dzisiaj jako rzeczowniki) i tchnął w nie życie (poczciwe czasowniki), nasz świat zmienił się na zawsze. Po dziesiątkach tysięcy lat nasze mózgi nierozerwalnie związane są z mową, a prawie każdy mały berbeć ma wbudowaną zdolność do nauki mówienia. Związek pomiędzy tym co mówimy, a jak myślimy, jest niepodważalny. Dlatego właśnie słowa są jednym z podstawowych narzędzi wychowywania dzieci. Przyjrzyjmy się zatem najpopularniejszym zwrotom, które pomogą nam odchować potomstwo:
            - Nie krzycz! Cicho bądź! – to wręcz klasyka wychowywania. Spotkać możemy te zwroty w każdym języku świata. Dziecko uciszać trzeba przede wszystkim ze względu na możliwość sprowadzenia drapieżników. Należy korygować w ten sposób ciekawość świata i wrodzoną hałaśliwość dziecka.
          - Uspokój się natychmiast! – jest to naturalna konieczność podporządkowania dziecka panującej hierarchii. Dziecko będzie oczywiście protestować; zadziała tu mechanizm obrony własnej niezależności, który musimy złamać. W jaki sposób? O tym za chwilę.   
            - Tyle razy ci mówiłem! – jeśli powtarzamy coś kilkadziesiąt razy, to dziecko musi zacząć się słuchać. Znowu mamy do czynienia z hierarchią oraz koniecznością szybkiego przyswajania wiedzy. Dziecko oczywiście nie będzie rozumieć i poczuje się głupie, dzięki czemu jego samoocena będzie bardzo niska; doskonały sposób na stworzenie niewybijającego się członka prymitywnej społeczności.

A co jeśli słowa to za mało? Jeżeli słowa nie pomagają, musimy przejść do czynów. Bicie to doskonała metoda wychowawcza. W zetknięciu z miażdżącą przewagą fizyczną, dziecko odczuwa zwierzęcy strach, staje się nerwowe i agresywne, a to przecież niezbędne atrybuty potrzebne do przetrwania w dżungli. Zresztą, aby przekonać do takich rozwiązań opornych rodziców, posłużę się opinią znamienitego psychologa:

Oprócz wymienionych zwrotów i fizycznego korygowania pewnych zachowań, musimy pamiętać jeszcze o kilku rzeczach. Warto dziecko straszyć. Ponieważ żyjemy w niezwykle niebezpiecznym świecie, stale wmawiajmy dziecku, że ktoś je porwie (Baba Jaga, dziad, kominiarz itd.); będzie to naturalne przysposobienie do ataków innych plemion, podczas których mężczyzn się zabija, a kobiety i dzieci porywa. Dzięki temu dziecko będzie przygotowane na zmianę otoczenia. Podobnych wariantów jest jeszcze kilka, jak choćby groźba, że mama sobie pójdzie, ale wszystkie przygotowują do tego samego. Skutek zastraszania dziecka jest zazwyczaj natychmiastowy. Dodatkowo im więcej straszymy, tym agresywniejsze i impulsywniejsze będzie nasze maleństwo. Odnosimy więc podwójną korzyść. Kolejną ważną pozycją w rozwoju naszej latorośli stać się powinno ignorowanie jego osoby. Nie zwracajmy na dziecko większej uwagi, nie rozmawiajmy z nim jak z dorosłym, nie okazujmy zainteresowania jego poczynaniami – wszystko to wzmocni w nim poczucie osamotnienia, co pozwoli mu wcześniej się usamodzielnić. Zniszczy również umiejętność budowania zdrowych relacji, ale to nie jest zbytnio potrzebne w dżungli. Najważniejszą jednak rzeczą jest to, by dziecko było grzeczne. Słowo „grzeczne” jest tutaj kluczowe. Jest to jedno z nielicznych słów, na dźwięk którego wszyscy się uśmiechamy, a oznacza ono tyle, co „zniewolony”. Ale byłeś dzisiaj grzeczny – mówmy wciąż naszemu dziecku; niech wie, że bycie niewolnikiem, nie posiadanie własnego zdania i podporządkowanie się normom, to rzeczy pożądane. „Grzeczny” oznacza również takiego, który nie zawraca dupy dorosłym – jedno słowo, a tyle korzyści. Przejdźmy teraz do dzieci z podziałem na płeć.

Urodził się wam syn. Brawo! Co prawda chłopcy gorzej znoszą ząbkowanie, ale potem jest już tylko lepiej. W wychowywaniu chłopców najważniejsze jest tłumienie ich emocji. Przenigdy nie dopuść do sytuacji, w której twój syn będzie mógł swobodnie wyrażać swoje uczucia. Niedopuszczalnym jest, by mógł bez skrępowania płakać, grymasić, okazywać smutek czy strach. Gdy jednak dojdzie już do takiej sytuacji, dla utrudnienia dodajmy, że w miejscu publicznym, natychmiast musimy zareagować. Przykładowe zwroty:
            - Nie płacz! Zobacz, pan się z ciebie śmieje! – syn dostaje wyraźny sygnał, że płacz jest czymś wstydliwym, a więc to, co się w nim dzieje, powinien tłumić. Niestety, często w takiej sytuacji dziecko jest skonsternowane: nie wie czy wierzyć swoim uczuciom, czy autorytetowi rodzica i dalej płacze. Dlatego warto dodać, że: „Jak będziesz płakał, to dziad cię porwie”. Gdy płacz się nasila, trzeba zerżnąć pasem na gołe dupsko. 
         - Zobacz, taka mała dziewczynka i nie płacze! – z tego zwrotu korzystamy oczywiście tylko wtedy, gdy w pobliżu znajduje się mała dziewczynka i akurat nie płacze.
  - Nie marudź! Bądź dzielny! – to chyba nie wymaga komentarza.
           - Nie płacz! Przecież nic się nie stało! – no bo właściwie co sobie gówniarz myśli; płacze z byle powodu. I taka beksa ma w przyszłości polować z tatą na mamuty?
Płacz, smutek, rozgoryczenie, to podstawowe emocje, których syn nie powinien w dzieciństwie „przerobić”; uczyniłoby to z niego człowieka wrażliwego, który nie poradziłby sobie w męskim, brutalnym świecie. Mężczyzna wrażliwy, to mężczyzna bezużyteczny.
Przez pierwsze lata życia syn jest silniej związany z matką, więc to na niej spoczywa główny obowiązek blokowania jego uczuć. Warto zacząć już od najmłodszych lat. Beksa, maminsynek, mazgaj – takich właśnie słów należy używać jak najczęściej, aby syn nie wyrósł nam na mimozę. Syna nie wolno przytulać, nie wolno wspierać go w trudnych chwilach, nie wolno mu pomagać, gdy tego potrzebuje – dzięki tym zabiegom będzie twardy jak stal i przetrwa każde zlodowacenie.   

Urodziła się wam córka, a ponieważ żyjemy w Europie, to mogła się urodzić (tak, to zdanie ma sens, jeśli wiemy, co dzieje się w Indiach czy Chinach). Dlatego cieszymy się podwójnie; że się urodziła i że trafiło się jej naprawdę przyjemne miejsce do życia. Ale do rzeczy: córkę należy zawstydzać i przysposabiać. Już od najmłodszych lat i przy każdej możliwej okazji. W przeciwnym razie wyrośnie nam na pewnego siebie człowieka, który nie ma kompleksów i z łatwością komunikuje się z otoczeniem, a przecież tego byśmy nie chcieli. Przez wszystkie etapy wychowania córki, musimy przejść pamiętając o tych dwóch podstawowych sprawach: zawstydzaj i wdrażaj do bycia kobietą. Oto przykładowe zwroty.
- Dziewczyna i tak się zachowuje? – pokazujemy miejsce w szeregu; czyli przy ogniu i opiekaniu mamuciego udźca. Każde „chłopięce” zachowanie należy natychmiast blokować. Kobieta nie może mieć silnej osobowości.
- Żaden chłopak nie będzie cię chciał! – znowu przypominamy o czekającej do wypełnienia roli.
         - Ale z ciebie niedorajda! – zawstydzamy i obniżamy samoocenę, dzięki czemu córka stanie się uległa i cicha.    
Rola córki jest z góry ustalona, żadne ze znanych mi plemion nie przewiduje dla dziewczynek czegoś takiego jak awans społeczny. Status kobiety wyznacza pozycja jej męża, więc córkę wychowujemy zgodnie z jej przeznaczeniem. Co ciekawe, w wychowywaniu córki większą rolę odgrywa język. Bić również możemy, ale ze względu na obniżony próg bólu efekt będzie słabszy. Dlatego nie żałujmy zawstydzania słowem, upokarzania i gaszenia wszelkich objawów indywidualności.

Ktoś powie, że to tylko słowa. Ale jak już wspomniałem wcześniej nasz gatunek jest nierozerwalnie związany z mową. Słowa powtarzane setki razy zagnieżdżają się w mózgu dziecka na całe życie. Trzeba w tym miejscu koniecznie dodać, że słowa mają dla dziecka dużo większe znaczenie niż może się nam wydawać. Dzieci wierzą w moc sprawczą słów. Są to stworzenia ledwo co wydobyte z otchłani bezmowy, gdzie wszelkie emocje i potrzeby wyrażało się krzykiem. Łatwość, z jaką można coś osiągnąć przy pomocy słów, jest więc dla dziecka dużo intensywniejsza niż dla nas. Ile trzeba było się wcześniej napocić, napiszczeć, namiauczeć, zanim rodzice pojęli o co chodzi. My nie mamy już dystansu, nie pamiętamy jak to było, mówimy beznamiętnie i dlatego musimy na nowo odkryć powagę słów i ich możliwości. To nasz podstawowy oręż w wychowywaniu dzieci.

A o nauce mówienia będzie następnym razem.