Znakomicie. W każdym tygodniu
dochodzą nowe umiejętności, które na pozór mogą wydawać się bardzo nieużyteczne
– jak łapanie się za stopę czy wyrywanie włosów z klaty tatusia – lecz w
praktyce poszerzają wiedzę o świecie i przygotowują do jego podboju.
Warto o tym wspomnieć,
ponieważ Sapichrust skończył właśnie cztery miesiące, co czyni go dziewczynką
niemal dorosłą. Kiedy porównać jej osiągnięcia z tego okresu z moimi osiągnięciami…no cóż, wypadam raczej
blado. Trochę przeczytałem, schudłem (dla odchudzających się polecam nie spać
przez wiele tygodni, biegać po pokoju trzymając w rękach jakiś ciężar –
idealnie nadaje się płaczące dziecko, niedojadać oraz spacerować codziennie
minimum godzinę), zmieniłem pracę i właściwie tyle mojego.
A Pułkownik Pućkowski? A ten
rzezimieszek i rozbójnik? Kiedy wnosiłem ją do domu była słabowidzącym,
trzykilowym szczurkiem, bijącym się po głowie rękami. Dzisiaj mamy do czynienia
z doskonale funkcjonującą maszyną do pochłaniania uwagi i czasu, co o dziwo nie
zawsze jest równoznaczne. Wzrok został opanowany w stopniu umożliwiającym
dostrzeżenie cyca z kilku metrów, uśmiechanie się do znajomych twarzy, różowego
misia na półksiężycu oraz własnego odbicia w lustrze. Słuch przestał szwankować:
dźwięki są posegregowane i nie wracają wielokrotnym echem. Smak i powonienie...to chyba działało od początku dobrze – już w pierwszych dniach
potrafiła z zamkniętymi oczami wysunąć nosek i niuchać w poszukiwaniu cyca;
zawsze wiedziała, w którym jest kierunku. Dotyk to najnowsze odkrycie związane
bezpośrednio z opanowaniem rąk. Przedwczoraj Sapichrust zrozumiał niestety, że
twarz taty kłuje.
Do zmysłów dochodzi oczywiście
rozwój całego ciała. To już nie jest szczurek, a nieźle spasiony szczur, taki z
przejścia podziemnego na Placu Społecznym – tam widziałem największe bydlę w
moim życiu. I nie mam tu na myśli tłuszczu, jak u tych wszystkich bobasów z
pofałdowanymi łapkami, Skarbonka jest szczupła, długa i umięśniona.
Tak wyposażona, moja mała księżniczka
terroryzuje nas dużo sprawniej i z coraz większym rozmachem. Już nie mogę
zostawić jej bezpiecznie na przewijaku i pójść do łazienki po wodę do podmycia,
bo po powrocie mógłbym znaleźć ją na podłodze i bardzo się zmartwić. Już nie
daje się usypiać szyszaniem, lalaniem – teraz potrzebna długa wieczorna
aktywność. Dużo kolorów, śpiewania, zwiedzania na rączkach całego domu, gładzenia
różowego pudełka kremu (bo przecież z tylu zabawek, które kupili rodzice
najfajniejszy jest właśnie krem) i wysłuchiwania jej sówki – jakiś nowy sposób
komunikacji, jeszcze nie rozgryzłem.
Na szczęście w konfrontacji z
tym potworem nie jesteśmy skazani na porażkę. Można się przecież przygotować. Przed każdym nowym etapem
jej życia sprawdzam teraz, czego mogę się spodziewać. Na ten miesiąc zapowiedziano
wyjątkowo wiele atrakcji. O tym może jednak kiedy indziej.